piątek, 13 listopada 2015

Za tęczowy most...

"Jeśli kiedyś duma nadmierna z człowieczeństwa w tobie zagości,
pójdź do schroniska niechcianych uczuć,
przechowalni niepotrzebnych miłości.
W każdej klatce mieszka ciężka dola.
Między pręty smutek wciska nos.
I na pewno nie załatwia sprawy wzruszenie ramion, no cóż, taki los.
Może, kiedy tam się wybierzesz,
smutne oczy zawładną twym sercem i już będzie jedna miłość potrzebna,
jednej stanie się kres poniewierce.
Potem będziesz miał już samą radość:
psa z milionem merdających ogonów.
I z pewnością szybko się przekonasz, że to lepsze od fałszywych ukłonów."

                                             Barbara Borzymowska - "Schronisko niechcianych uczuć"

  Wczoraj dotarła do mnie smutna wiadomość. Cakarek, którego byłam wirtualną opiekunką, odszedł na zawsze. Miałam go od początku, gdy tylko pojawił się w schronisku dla bezdomnych zwierząt. Starszy, wychudzony kundelek z paznokciami tak długimi i zakręconymi, że nie mógł chodzić. Do tego różne choroby. Od razu wpadł w moje serce. No bo, jak tu nie pokochać takiego czworonoga?

  Nie mogłam go adoptować w taki sposób, aby zabrać do domu. W ogóle nie mogę trzymać zwierząt w domu. Mam silną alergię, więc w grę wchodziła tylko adopcja wirtualna. Tak bardzo chciałam, aby Cakarek znalazł swój wymarzony dom. Aby ktoś przyszedł do schroniska, spojrzał na niego i powiedział: "Tak, to jest ten, o którym marzyłem/marzyłam."

  Niestety. Do samego końca był w schronisku. Miał tam przywileje. Spał w kuchni przy grzejniku, miał swoje miseczki, ale to nie to samo, co dom.

  Jakiś taki zbieg okoliczności. Płaciłam za psiaki (Cakarek to nie jedyny mój podopieczny) do zeszłego miesiąca. Po śmierci Krzysia też to robiłam, ale w październiku doszłam do ściany, przez którą nie mogłam się przebić. Więc z wielkim trudem musiałam napisać maila do schroniska, że niestety, ale jestem zmuszona do rezygnacji. Dziewczyny zrozumiały moją trudną sytuację i podziękowały za każdą wpłatę. 

  Pamiętam, jak kiedyś Krzyś żartował sobie do Jasia : "Już wiem, dlaczego nie możemy kupić nowego auta. Bo mama "wszystkie" pieniądze daje na zwierzątka." Ale, gdy zeszłego roku, na Światowy Dzień Zwierząt, zabrałam Krzysia do schroniska, aby zawieźć ręczniki, materiały budowlane, karmę i inne rzeczy, usłyszałam :"Wiesz Pciółka, fajnie, że pomagasz zwierzakom." Bo to, co ujrzał, bardzo Go poruszyło. Widziałam, że miał łzy w oczach, a potem przez resztę drogi mówił o tym, że jak ludzie mogą tak wyrzucać zwierzęta?

  Tamto to już przeszłość. Sytuacja materialna inna niż przed rokiem. Jedyne, co teraz mogę, to udostępniać na portalu społecznościowym, że potrzebna pomoc w leczeniu jakiegoś zwierza czy też, że jakiś pies staruszek szuka domu. I mogę jedynie liczyć na to, że ludzie nie przejdą obojętnie. Ale różnie z tym bywa. No i został jeszcze kot, którego dokarmiam pod sklepem i który już z daleka, gdy mnie widzi, to biegnie do mnie i mruczy.




  Więc biegnij Cakarku za tęczowy most, wolny od chorób i mam nadzieję, że tak jak ponad rok temu, to i teraz przywitacie się razem z Guciem.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz