Na dzisiejszy dzień, czyli 31 sierpnia 2015r przypada Międzynarodowy Dzień Bloga.
W zeszłym roku, jeszcze jak żył Krzyś, chciałam pisać bloga. Szukałam inspiracji, czego mógłby dotyczyć. Miałam kilka typów, ale szczerze mówiąc, nie wiedziałam, na który mam się zdecydować. Chciałam, aby ten czas rozłąki z Krzysiem szybciej mijał.
Twitter jakoś mnie wtedy zniechęcił, bo osoba którą uważałam za przyjaciółkę, perfidnie mną zmanipulowała i wyszły tylko z tego same problemy. Potem kolejna osoba sobie zadrwiła ze mnie publicznie. Ale teraz nie o tym.
Minął rok, a ja piszę bloga. O czymś, z czym nigdy nie chciałam mieć nic do czynienia. Tzn. aby dopadła mnie śmierć UKOCHANEJ osoby.
Nie jestem ani Marią Dąbrowską, ani inną uznaną pisarką. Piszę, bo mi to w jakiś sposób pomaga. Tu mogę wylać to, co siedzi we mnie w środku. Tę całą rozpacz, smutek, żal, itp., itd. Moje myśli są tak pokręcone i wszystko we mnie się burzy, że być może czasami wychodzi z tego niezły galimatias.
To, że uśmiecham się do pań ekspedientek, że staram się być na bieżąco z wydarzeniami w kraju i za granicą oraz to, że chodzę na kijki, to nie znaczy, że dochodzę do siebie. Tu, w tym blogu jest cała prawda, co się dzieje w moim wnętrzu.
Nie wiem, jak długo będę pisała tego bloga. Z moich obserwacji wynika, że blogi prowadzone po śmierci bliskiej osoby, są raczej blogami okresowymi.
Dlaczego?
Przypuszczam, że nadchodzi taki moment, że praktycznie brak tematów do pisania. Bo czyż można pisać wciąż non stop to samo? Wiadomo, że boli jak cholera. Że nikt i nic nie zastąpi Krzysia.
Więc póki co, będę pisała dalej.