Powiadają, że życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiadomo, na co się trafi. No właśnie! A ja mam takie wrażenie, że wciąż trafiam na te niewłaściwe.
Ostatnio analizowałam swoje przypadki, gdzie los, czy ktoś inny, kto rządzi tym światem, dawał mi nadzieję na coś pięknego, dobrego, nawet nie materialnego, a potem w sposób brutalny mi to odbierał. Jakby chciał powiedzieć, nie dla psa kiełbasa. Doszło nawet do tego, że zaczęłam myśleć, że być może ktoś mnie przeklął. Tylko pytanie: kto i dlaczego? A być może odpowiadam za grzechy swoich przodków? Niektórym wydać się może to śmieszne. Ale już tak mam. Oto niektóre z nich.
1. Miałam super pracę, w której czułam się jak rybka w wodzie. Pracowałam w szpitalu jako technik EKG. Miałam świetny kontakt z pacjentami i personelem. Szpital był moim drugim domem (pomyśleć, że chciałam być germanistką!). Ale nie, po 3 latach pracy, okazało się, że mi biodra wysiadły, co było dla mnie wielkim zaskoczeniem, bo na nie nigdy się nie skarżyłam. Popracowałam jeszcze dwa lata i musiałam zrezygnować. Ciąża dość je nadwyrężyła. Musiałam przystosować się do nowej roli, jaką była "kura domowa". Nie narzekałam, bo lubiłam się zajmować domem. Ale za pracą tęsknię do dzisiejszego dnia.
2. Dowiedziałam się, że na te biodra mogę być operowana. Pomyślałam, super! Po dwóch latach mogę wrócić do pracy. Niestety, "ktoś" miał inne plany, bo w międzyczasie, pojawiła się u mnie alergia kontaktowa i istnieje możliwość, że endoprotezy się nie przyjmą. Dwa razy byłam przyjmowana do kliniki w związku z operacją na biodra. I dwa razy mnie odsyłano z kwitkiem. Pierwszy z powodu zmian alergicznych, a drugim razem miałam tak niską hemoglobinę, że mogłabym nawet umrzeć. Tego było już za wiele.
3. Postanowiłam walczyć z alergią. Zapisałam się do specjalisty i zaczęłam odczulanie. No i? W efekcie wylądowałam na dwa tygodnie na chirurgii z napuchniętą ręką. Po tym odczulaniu. Bo zakażono mnie gronkowcem. Groziła mi amputacja ręki. Gdybym zgłosiła się do lekarza o jeden później... Na całe szczęście był Krzyś, który pod kołdrą z latarką sprawdzał, czy nie puchnie mocniej. Jego upór i determinacja spowodowały, że dzisiaj mam obie ręce. A one mi są potrzebne, bo mam kulę.
4. Do niedawna miałam przykrą przypadłość, którą ma każda kobieta. U mnie był miesiąc w miesiąc krwotok. Zdiagnozowano mięśniaki i musiałam się poddać histerektomii (wycięcie macicy). Cieszyłam się, bo to oznaczało, że będę mogła z Krzysiem spędzać więcej czasu. Że, gdy zjedzie z trasy na weekend, będziemy mogli gdzieś razem pojechać. Że nie będę musiała się więcej przejmować. Ale im bliżej było operacji, tym bardziej się bałam. Wahałam się. Bo co, jeśli chcąc sobie poprawić swoją sytuację, a biorąc pod uwagę poprzednie przypadki, będzie ze mną gorzej? Nawet mówiłam o tym Krzysiowi. Powiedział, że wystarczy, jak Mu powiem, to On przyjedzie z ciuchami i zabierze mnie do domu. Zdecydowałam, że jednak poddam się operacji, bo dotychczasowa sytuacja przytłaczała mnie zdrowotnie.
Teraz zamiast cieszyć się wiosną muszę zmagać się z cholernie trudnym okresem w moim życiu. Najtrudniejszym. Zastanawiam się, czy jeśli bym się nie poddała tej operacji, to Krzysiu by żył? Zmarł miesiąc po niej. Jasiu mi mówi, żebym przestała gadać głupoty, że to nie ma znaczenia. Ale tak naprawdę nie może tego wiedzieć. No bo, skąd?
Nie wiem, jakimi prawami rządzi się życie. Czy przy narodzinach otrzymujemy łatkę pechowca czy szczęśliwca? Kto lub co odpowiada za to? Czuję się jak worek treningowy, na którym można sobie poćwiczyć i wypróbować siłę uderzania.
W Piśmie św. jest jedno zdanie, które chyba mnie dotyczy. "Kto ma mało, będzie mu zabrane. Kto ma dużo, będzie mu dodane." W moim życiu mieliśmy z Krzysiem naprawdę mało czasu, aby spędzać go ze sobą. Praca, jaką wykonywał ostatnimi latami uniemożliwiała nam to. Gdy była szansa, aby to zmienić, zabrano w sposób brutalny, a dołożyło o wiele więcej samotności, której i tak było dużo.
Życie jest naprawdę nie fair!