Jest taki ból. Bezustanny, mroczny, miażdżący, który może pożreć Cię żywcem. Sekunda po sekundzie, minuta po minucie, godzina po godzinie, dzień po dniu. Który wyszarpuje Ci serce. Bez znieczulenia. A Ty? Walisz się pięściami po głowie lub myślisz o roztrzaskaniu sobie łba o futrynę. Aby choć na trochę poczuć ulgę. Najchętniej jednak byś zasnął i już się nie obudził. I pomimo ogromnego wsparcia, które otrzymujesz, to sam musisz z nim "wyrównać rachunki". Stanąć face to face i zmierzyć się z nim. To jest ból po stracie najbliższej osoby, Męża. Mojej drugiej idealnie dobranej połówki. Mojej pierwszej i jedynej Miłości, z którym spędziłam 25 lat życia.