niedziela, 26 listopada 2017

Ten dzień, czyli trzecia rocznica śmierci.

"I nagle wszystko we mnie się rozpada. Moje serce przestaje bić. Płuca zapadają się w sobie. Krew rzednie. Gardło przeszywa ból - całe moje ciało staje się siedliskiem bólu. Głowę mam zbyt ciężką, a kolana uginają się pode mną"

                 Estelle Maskame.

  Dzisiaj jest ten dzień. Dzień, w którym 3 lata temu nastąpiło bolesne ukoronowanie kilkudniowej mojej nadziei. Że wszystko dobrze się ułoży. Przecież czasem lekarze się mylą, nie mają 100% monopolu na życie człowieka. Niestety, to jednak moja wiara i nadzieja w cud przegrały. 

   Mój Krzyś musiał pożegnać się z życiem. Dlaczego? 

  Dlaczego jest tak urządzone, że najpierw jest dobrze, a potem przychodzi śmierć i zamienia życie drugiego człowieka w piekło? Tu na tym świecie na pewno nie uzyskam odpowiedzi. 

  Mówią, że czas goi rany. ale to nieprawda. Cały czas boli. A w dzisiejszym dniu, szczególnie mocno.

   Bo dzisiaj jest ten dzień. Dzień, gdy powracają upiory przeszłości. Gdy wszystko się przypomina - każdy obraz ma się widoczny przed oczyma. Każdy detal się pamięta. 

  Dzisiaj z rana pojechaliśmy z Jasiem na cmentarz. Było słonecznie i mroźno. Zupełnie jak wtedy, gdy po raz ostatni jechaliśmy do kliniki, do Gery, aby usłyszeć, że nastąpiła śmierć pnia mózgu i podpisać papiery na zgodę pobrania narządów do przeszczepu. 

 Wiedziałam to, a mimo to mocno ściskałam różaniec w kieszeni. Nigdy nie zapomnę tych traumatycznych przeżyć - począwszy od dnia, gdy przyszła policja i przekazała wiadomość, poprzez podróże do kliniki, a skończywszy na 26 XI 2014r. I o tych pierwszych chwilach (miesiącach) po śmierci Krzysia. To był prawdziwy KOSZMAR. 

  Minęły 3 lata. Wciąż boli. Wciąż tęsknię. Chyba coraz bardziej. Czasem płaczę, żeby poczuć się lepiej. Każda rzecz pozostawiona przez Gucia, nie została wyrzucona. Jest tak, jakby miał wrócić i  to wszystko używać. 

  A On nie wraca...
        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz