niedziela, 12 listopada 2017

Pamięć absolutna

"Pamięć to pamiętnik, który stale nosimy ze sobą"

                 Oscar Wilde.

  Sobotnia noc. Jedni balują, drudzy pracują, a jeszcze inni nie idą spać z innego powodu. Ja zaliczam się do tej trzeciej grupy. 

  Listopad. Mój trudny czas. Okres w moim życiu, gdy 3 lata temu mój świat runął mi na głowę. Gdy wszystko zamieniło się w gruz i gdy trzeba było wydobywać się z niego. Cegła po cegle. Ciężka, mozolna i bolesna "praca". 

  Wkrótce będzie kolejna rocznica śmierci mojego Gucia. Trzecia. Ale tym razem nie o tym. Tym razem będzie o pamięci. O pamięci, która wbija szpikulec prosto w serce. 

  Są w życiu człowieka takie chwile, gdy pamięć wzbudza u niego miłe wspomnienia, gdy może się roześmiać i przywołać zabawne chwile. Ale są również takie momenty, gdy jakby się nie starał, to przywołuje smutek, tęsknotę, a nawet wpędza w depresję. Bo czyż, co minęło bezpowrotnie, a co jest bliskie sercu, może napawać radością? Nie!

  9 listopada 2014r Krzyś wyjechał w trasę. Swoją ostatnią. Tak trudno w to uwierzyć. Że już się skończyło i że nie będzie tak jak było.

  A ja doskonale pamiętam te chwile.

  Gdy jestem w Biedronce, widzę oczami, jak wybieraliśmy tam chałwę. Gdy jestem w Lidlu, przypominam sobie jak kupowaliśmy czekoladowe batoniki i pieczywo, i pałaszowaliśmy je w aucie po drodze do domu. Pamiętam sobotnie wieczory, gdy w TV wspólnie oglądaliśmy wrestling. Pamiętam, gdy w niedziele był w domu, oglądaliśmy "Ranczo" i żeśmy się śmiali z różnych sytuacji w serialu. Pamiętam Gucia, gdy wieczorami wbijał nożyk w pokrojone jabłko i opowiadał o różnych sytuacjach w pracy lub komentował jakiś program w TV. Gdy jestem w parku, pamiętam nasz ostatni wspólny spacer. Pamiętam, gdy coś przygotowywałam w kuchni, to Krzyś siedział na taborecie przy grzejniku i "plotkowaliśmy", a teraz ten taboret świeci pustką. Pamiętam, gdy był zmęczony trasą, zasypiał w fotelu lub na łóżku, a ja dawałam Mu odpocząć. Pamiętam nasz wspólny rejs statkiem po Odrze. Byłam taka szczęśliwa. I jeszcze wiele innych wspomnień. Ja to wszystko widzę.

  Mało tego! Ja czuję obecność Gucia. Wydaje mi się, że jest przy mnie, że za chwilę odezwie się do mnie. Że za chwilę powie do mnie - "Chodź Pciólka spać".

  Mój Boże, jak ja bym chciała, żeby czas się cofnął. Żeby móc poczuć fizyczną bliskość Gucia. Chociaż raz, Ale czy by mi to starczyło? Czy by mi znów serce nie pękło?

  Jedyna nadzieja to taka, że z każdym dniem zbliża się mój kres życia na tym świecie. Nie ma co się co oszukiwać. Taka jest kolej rzeczy.

   Ale tym razem mam nadzieję na happy end. Że mój Gucio weźmie mnie nie do ciężarówki, ale na łódkę i zabierze mnie tam, gdzie będziemy mogli żyć wiecznie. Przez bramę tak piękną, którą nie mógłby namalować nawet najzdolniejszy malarz, a która śniła mi się po śmierci Gucia.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz