czwartek, 8 czerwca 2017

Ostatnie pożegnanie, czyli śmierć i pogrzeb Mamy.

"Śmierć i życie - to tylko orzełek i reszka tej samej monety."

                     Maria Noel.

  No i przyszedł ten okropny czas - czas, gdy mój Tato musiał stanąć przed faktem, że śmierć jednak istnieje. Czas, który potrafi powalić niejednego twardziela na deski.

  Moja Mama. Była nauczycielka, osoba wysportowana, dbająca o swoje zdrowie, 11 lat temu zachorowała na straszną chorobę. 

  Alzheimer - brutalny niszczyciel, który powoli robi z człowieka nieudolną istotę, poniewierając jego i najbliższą osobę, czyli mojego Tatę. Zamiast cieszyć się emeryturą, patrzył jak z każdym rokiem ta choroba zabijała komórki nerwowe mózgu mojej Mamy, dodając Mu coraz to większe i cięższe obowiązki.

  Czy w związku z tym jest się lżej rozstać? 

  Wątpię. Wczoraj na pogrzebie widziałam, jak było Mu cholernie ciężko żegnać się z Mamą, gdy zamykali trumnę, a potem gdy wkładali ją do grobu. Przeżyli ze sobą ponad 50 lat. Zawsze razem i we wzajemnym szacunku. To nic, że Mama ostatnie tygodnie nie kontaktowała - On do samiutkiego końca okazał Jej miłość. 

  Na tydzień przed Jej śmiercią musiał umieścić Mamę w Zakładzie Opiekuńczo - Leczniczym, bo już nie dawał rady. Mama trzy miesiące temu przeszła mikro udar i od tego czasu straciła zdolność połykania. Musieli założyć sondę do żołądka i zaoferowano żywność fabryczną. Niestety, żołądek nie tolerował tego pokarmu. Cała treść cofała się do gardła. To była prawdziwa udręka. Dla nich obu.

  Zostało więc tylko pożywienie domowe. Wszystko musiało być dobrze zmiksowane, w formie papki. Też nie było łatwo. Ba, to był horror. Bywały noce, że Tato oka nie zmrużył, bo przez cały czas odsysał Mamie zawiesinę. Kto by wytrzymał taką udrękę?

  Tato opowiadał mi, że gdy Mama trafiła do tego zakładu, to noc w noc śniło Mu się, że lata z ssakiem. Nawet, gdy się przebudził i ponownie usnął, to powracał ten sam sen. Gdy zmarła, sny o ssaku zniknęły. Tak, jakby już nie był potrzebny, bo teraz się Jej oddycha lżej.

  Mamy już na tym świecie nie ma. Tato został sam w domu i to teraz obie z siostrą musimy zrobić wszystko, aby zminimalizować Jego żal i ból. Całkiem usunąć się tego nie da. Wiem, bo zaraz przecież będą 3 lata od śmierci Gucia, a ból i żal wciąż istnieją. 

  Haruki Murakami napisał, że pustka po stracie najbliższej osoby jest podobna do głębokiej studni. Możesz zasypywać ją piaskiem, a i tak jej nie zasypiesz. Ale to nie znaczy, że nie należy nic robić. NALEŻY i TRZEBA! 

  Mam taki plan, aby namówić Tatę na kupno kijków. Moglibyśmy razem łazikować. Mnie byłoby raźniej, a i On nie siedziałby cały czas w domu, katując się  żalem.

  Zresztą, mam takie wrażenie, że już wczoraj na stypie Tato dostał coś, co miało sprawić, żeby 100 % swoich myśli nie kierować na żal po śmierci Mamy. Otóż, gdy byliśmy w restauracji, na auto Taty spadł konar drzewa, rysując karoserię. Myślę i wierzę, że to znak z "Góry". Żeby dać Mu jakieś zajęcie i złapanie oddechu. Chciałoby się powiedzieć, że teraz o Niego zadba Mama.

  Tak jak Tato dbał o Nią, nie tylko przez ostatnie 11 lat



  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz