"Niszczenie jest znacznie łatwiejsze od tworzenia"
Suzanne Collins.
Wtorek. Dzień kursu języka niemieckiego. Niby nic nadzwyczajnego, nauka gramatyki, czytanie tekstów, itp. A jednak był inny. Taki szczególny, szczery. Do bólu. A właściwie było to bezpośrednio po kursie.
Trzy wdowy w różnym wieku. Ja najmłodsza, ale najstarsza stażem w wdowieństwie. I każda z nas z różnymi emocjami.
Najstarsza, która wciąż wspomina swoją tragedię, która opisuje ostatnie chwile ze swoim Mężem, wciąż nie może ukryć swoich łez.
Średnia, między obiema istnieje tylko 2 tygodnie różnicy tragedii, a mimo to ich odczucia są inne.
Pierwsza z nich nie potrafi pozbyć się rzeczy swojego Męża. Zupełnie tak jak ja, choć powoli zbliża się czwarta rocznica mojego Gucia. Średnia, powoli sprząta przedmioty należące do Jej Męża. I robi to z sercem pełnym buntu. Nie znosi również przebywać w swoim domu. Angażuje się w wycieczki, w wyprawy... Aby jak najmniej być w mieszkaniu. To zupełnie przeciwnie niż ja.
Pamiętam, na początku żałoby, nie chciało mi się wychodzić na dwór. Wśród ludzi czułam się wyobcowana. Aż przyszedł taki moment, że dość miałam siedzenia w domu. Przytłaczały mnie cztery ściany.
A teraz?
Teraz jestem w takim punkcie, że gdy muszę siedzieć w domu, potrafię znaleźć sobie zajęcie. Choć nie znaczy to, że jestem z tego powodu szczęśliwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz