wtorek, 11 kwietnia 2017

Pierwsze zajęcia.

"Pustka i monotonia mogą wprawdzie sprawić, że chwila i godzina rozciąga się i dłuży, ale sprawiają też, że długie i najdłuższe okresy czasu skracają się, a nawet ulatniają aż do zupełnej nicości."

                     Tomasz Mann.

  Moje dni. Zupełnie identyczne. Tak jakby ktoś wziął jeden dzień tygodnia, wrzucił go na ksero i z ironicznym uśmieszkiem oddał mi z powrotem - cały tydzień, miesiąc, rok, a w rozliczeniu dorzucił jeszcze ból, tęsknotę, samotność i niepewność.

  "Zobaczymy, jak sobie z tym poradzisz."

   Mówi się, że życie nie znosi próżni. Tak, to prawda. Tylko, że jak się komuś rzuca kłodę pod nogi w postaci śmierci najbliższej osoby, to musi sporo czasu upłynąć, zanim człowiek zacznie stawiać pierwsze kroki w swoim nowym życiu. W dodatku narzuconym i "obcym".

  Ostatnio pisałam o nieudanym wolontariacie w DPS-ie i o planach związanych z zajęciami na Towarzystwie Uniwersytetów Ludowych. Otóż zapisałam się. Na język angielski i niemiecki - grupy zaawansowane. 2 razy w tygodniu po godzinie. Zawsze to coś. 

  Gdy sięgnę pamięcią, to w 2014 r, będąc po operacji, chciałam się "odwirtualnić", znaleźć sobie jakieś zajęcie, bywać wśród realnych ludzi, opowiadać o tym Guciowi. Ale niestety - śmierć była szybsza i nie mogłam tego zrealizować. Prawdę mówiąc, zapomniałam o tym. Jakbym w ogóle o tym nigdy nie myślała. 

  Dziwna jest ta natura człowieka. W jednej sekundzie potrafi wymazać z pamięci swoje zamiary, podczas gdy bólu nie da rady usunąć, nawet po kilku latach.

  Wracając do zajęć, to pierwsze już są za mną. Najgorzej było na niemieckim. Lektorka zapytała się mnie , dlaczego postanowiłam kontynuować naukę. I cóż ja miałam Jej powiedzieć? Że jestem wdową, że moje życie to jedna wielka monotonia? Może miałam wymyślić jakąś bajeczkę na poczekaniu? Nie potrafię zmyślać i tworzyć jakichś historii. Powiedziałam, że sama nie wiem, dlaczego, że się nad tym nie zastanawiałam.

   Najgorzej boję się opowiadań o swojej rodzinie. Przetłumaczenie na dany język nie będzie dla mnie problemem. Problemem będą te spojrzenia kursantów - ich dziwny wzrok na wieść, że jestem wdową. Już kilka razy to przerabiałam. Nie wiem, czy ludzie nie wiedzą jak mają zareagować, czy po prostu wdowy i wdowcy to tacy naznaczeni ludzie - jakby nie patrzeć, są dowodem na to, że Śmierć jednak istnieje. A może to tylko roi się w mojej głowie? Sama nie wiem.

  W każdym razie, nie zamierzam rezygnować. Nawet, gdy nie będę miała okazji praktycznie sprawdzić się językowo (chociaż w planach jest wycieczka do Drezna i przyjazd Niemców z zaprzyjaźnionego miasta), to jest to jakaś odskocznia od monotonicznego życia (naprawdę można zwariować) oraz trening mózgu. 

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz