sobota, 11 marca 2017

Trudny dobry wybór, czyli Dzień Kobiet.

"Żyć znaczy wybierać, prawda?"

          Bernard Minier.

  Dzisiejszy dzień. Niby zwykła sobota. Taka sama, jak od kilku lat, tzn. od śmierci Krzysia. Śniadanie, zakupy, kijki, obiad... Nuda. Wydawałoby się, że nic ciekawego się nie wydarzy. A jednak...

 Kilka tygodni temu, zobaczyłam ogłoszenie, że nasz burmistrz organizuje "Dzień Kobiet", Pomyślałam sobie, czy czasem by się nie wybrać na tę imprezę. Nic wielkiego - poczęstunek i jakiś koncert, żadnych tańców. Z drugiej zaś strony - czy aby na pewno będę się dobrze tam czuła? Czy będę potrafiła odnaleźć się wśród ludzi, którzy dobrze się bawią? No i jeszcze była kwestia, z kim mogłabym pójść na to spotkanie towarzyskie. Sama? 

  Na całe szczęście przyjechała z zagranicy moja dobra koleżanka. Ona niestety nie mogła pójść ze mną, bo weekendy spędza ze swoim partnerem. Ale Jej Mama (również wdowa) miała ochotę - znamy się od bardzo wielu lat i kilka razy już byłyśmy na różnych imprezach. 

  Hm, nie tym razem. Oni mają remont w domu, który się przeciągnął. Więc stanęłam przed wyborem - zostać w domu czy iść samej? Ach, te dylematy...

  No nie, tego nie było w planie. Pół godziny przed imprezą, a ja wciąż się miotam. W końcu zdecydowałam - a, co mi tam, pójdę. Najwyżej, gdy będę się źle czuła, po prostu wyjdę. Po co potem żałować, że się nie poszło.

  Wchodzę na salę koncertową, stoły pozastawiane, a przy nich siedzą kobiety. W różnym wieku. W większości poprzychodziły grupami, z koleżankami. Przyznam szczerze, że poczułam się trochę obco, ale nie dałam za wygraną. Usiadłam przy jakimś stoliku, wzięłam kawę, ciacho i próbowałam się rozluźnić. To naprawdę nie jest proste. Masz w sercu ranę, a musisz zachowywać się jak gdyby nigdy nic. W końcu przyszłam na radosne "przyjęcie", a nie na stypę.

  Ogólnie rzecz biorąc podobało mi się. Nie żałuję, pomimo tego, że poszłam tam sama. Bo, ileż można siedzieć w domu? Człowiek potrzebuje od czasu do czasu jakiejś odskoczni, nawet gdy jest się wdową lub wdowcem. A może zwłaszcza wtedy? Bo to jest jak łapanie świeżego tlenu, aby się nie udusić. Bo to jest może coś lepszego niż aktywność fizyczna?

  Tylko, że jakieś takie dziwne uczucie - śmiałam się (był świetny kabaret), a jednocześnie cały czas myślałam o swoim Guciu. Non stop. O tym, że bardzo mi go brakuje i że za Nim bardzo tęsknię.



  



  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz